Najpierw było marzenie o godnej następczyni Faridy. Potem długie poszukiwania męża dla Fari. Ponieważ wierzymy w piękno bez okrucieństwa podstawą był niski (najlepiej żadny) koeficient inbredu. Przyszły tato miał być mniej więcej tego samego wzrostu co Fari, w tym samym typie, z piękną głową, z pochodzenia miał być Turkmenem i miał mieć Charakter. W końcu znaleźliśmy odpowiedniego wybranka i czekaliśmy na odpowiedni moment by zapoznać parę. Przyroda i Farida zdecydowały, że nam tego nie ułatwią i Fari zaczęła cieczkę w okresie świątecznym, więc nie było mowy o tym żeby udało się zrobić test na progesteron. Juro do krycia wyjechał więc na dwa dni przed Sylwestrem a ja siedziałam w domu jak na szpilkach.   Czy para przypadnie sobie do gustu? Czy Daihan nam nie zje suki? Czy nie zje mi męża? Obawy były uprawnione, bo Daihan był psem o niesamowicie ostrym charakterze. Jak wspominał potem Juro; stał tam z cieknącą suką, pies był na smyczy i w kagańcu a on po raz pierwszy w życiu naprawdę bał się psa. Farida się natomiast nie bała. Siadła, poczekała kiedy przystojniak zrozumie o co chodzi i... dalej już poszło samo. Zobaczcie na zdjęciach. Potem był powrót spod Poznania do Vesołego, w samego Sylwestra. W domu goście, wszyscy czekamy na Jura, Faridę i Nowy Rok a im... popsuł się samochód pod Katowicami. Dotarli do domu o 23.45 i to tylko dzięki naszemu gościowi, który bez wahania wsiadł w samochód i przywiózł Jura z Fari na czas do domu. Nastały długie tygodnie oczekiwania i to oczekiwania w napięciu, bo okazało się, że na krycie pojechaliśmy zdecydowanie za wcześnie. W końcu nadszedł przewidywany termin porodu a Farida nic. Po trzech dniach poprosiliśmy weterynarza o zbadanie. Zbadał, stwierdził, że szczeniak już w drodze, podał zastrzyk i kazał czekać. Czekamy, czekamy, spacerujemy i nic... Pojechaliśmy do drugiego weterynarza. Zbadał, orzekł, że on w niej nic nie widzi (ale może się mylić) podał kolejny zastrzyk i... nic. Na drugi dzień próbowałam się pogodzić z tym, że wytęsknionych szczeniąt jednak nie będzie, że tylko wydawało mi się, że czułam jakieś ruchy w brzuszku, że stara, doświadczona suka dostała ciąży urojonej. A na trzeci dzień... zaczęła się akcja! Farida biegała po domu, popiskiwała, szukała sobie miejsca. Co się dzieje? - myślałam - O ciąży urojonej słyszałam, ale żeby poród urojony?! Nie był urojony - Farida urodziła jedynaka - synusia. I w ten sposób wymarzona córka Fari zmieniła się w wymarzonego synka Fari - Akbara Juraga, moje zrealizowane marzenie. Od samego początku czułam, że ma w sobie to Coś. Kiedy wzięłam go jeszcze mokrego na ręce miałam wrażenie, że trzymam kulę naładowaną energią. Niesamowite uczucie! Gdy miał dwa tygodnie i ledwo otwarte ślepka, kiedy zaczęło się go głaskać po grzbiecie podczas picia mleczka próbował strasznie groźnie warczeć. Jako miesięczny osesek obszczekiwał wchodzących - jeszcze nie umiał wyjść z legowiska! Potem stopniowo zaczął poznawać świat. Ciągaliśmy go ze sobą wszędzie, do miasteczka, do teściów, w gości, na krótkie a potem coraz dłuższe spacerki, jeździł samochodem i autobusem i wszystko mu się podobało, wszędzie przybierał pozę głównego szefa. Kiedy napotykał na swojej drodze coś nowego, nowy dźwięk, nowy kształt przysiadał i lekko przekrzywiał głowę a w oczach... w oczach miał wyraz, który nazwaliśmy "analizą danych", wydawało się, że migają tam cyferki. Trwało to kilka sekund a następnie przechodził nad daną rzeczą do porządku dziennego. Gdyby umiał, wzruszyłby ramionami z lekceważeniem. Dni upływały na beztroskich zabawach z przyszywaną siostrą Remką i na przyuczaniu się do zawodu u mamy Faridy. Był zaskakująco dobrym uczniem. Zaskakująco dla nas, bo pewnego dnia, (miał mniej więcej pół roku) przyszli do nas goście. Kiedy wchodzili przez bramkę po wypowiedzeniu sakramentalnego "Nie bójcie się, to tylko szczeniak"... ściągaliśmy z gościa Akbarka, który wczepił mu się w tylną część spodni. Przyszedł czas na budowę wyższego płotu. W pół roku później płot był niemal ukończony. "Niemal" wystarczyło, żeby Akbar udzielił ostrej reprymendy panu wracającemu z pobliskiej karczmy, który ubzdurał sobie, że przez płot będzie gadał z pieskami. Od tego czasu jesteśmy ostrożniejsi. Pomimo wszystko Akbar jest psem, z którym można iść praktycznie wszędzie. Na wystawach i w tłumie ludzi zachowuje się wzorowo. Naszych gości akceptuje, choć cały czas jest czujny, na spacerach biega luzem (w kagańcu). Jest fantastycznym kumplem, przyjacielem, towarzyszem, obrońcą. Rozumie każde słowo. Nasz Książę, Następca Tronu.